Mariusz z Piekar Śląskich uratował tonącego. „To był taki odruch. Mnie też kiedyś uratowano”

Mieszkaniec Piekar Śląskich uratował 24-latka. Tydzień po tragedii, która rozegrała się nad zalewem Nakło-Chechło, udało nam się porozmawiać z prawdziwym bohaterem. 

Wracamy do tragicznego zdarzenia, do którego doszło w miniony weekend nad zalewem Nakło-Chechło. Przypomnijmy, że w okolicy tzw. cypla, dwóch kolegów zaczęło się topić. Jeden z nich niestety nie przeżył, drugi miał ogromne szczęście. Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ

41-letni Mariusz Wiczkowski na co dzień pracuje w Zakładzie Gospodarki Komunalnej w Piekarach Śląskich. Tego dnia wypoczywał na polu biwakowym

Redakcja: Opowiedz nam o tym zdarzeniu. 

Mariusz: Powiedziałem narzeczonej, żeby pobiegła do ratowników, a ja wskoczyłem do wody. Jak do niego dopłynąłem, wiadomo bałem się go chwycić, jednak on już nie miał sił, był strasznie blady. Obróciłem go i wyciągnąłem z wody.

Jakieś szkolenie z ratownictwa przeszedłeś? 

Nie, to był taki odruch ludzki, jednak mniej więcej wiedziałem, jak się zachować w takiej sytuacji. Trzeba taką osobę chwycić od tyłu. On był przytomny, jednak był strasznie blady, ledwo unosił się na powierzchni.

Głęboko było w tym miejscu? 

Nie czułem dna.

Byłeś zmęczony, jak wyciągnąłeś tego chłopaka?

Nie, to było 40 metrów od brzegu. Jak oni byli w wodzie, to zamiast płynąć tam gdzie było płycej, to przepłynęli obok tego płytkiego miejsca.

W tej historii pojawia się wątek alkoholu. Młode osoby miały pić tego dnia alkohol. 

Największą zgubą jest alkohol. Wiadomo, że wszystko jest dla ludzi, ale jakiś umiar powinien być, tym bardziej nad wodą.

Potrafisz dobrze pływać?

Tak, raz się nawet zdarzyło, że sam się tutaj topiłem. Miałem wtedy 14 lat. Życie uratował mi mój kolega z Nakła Śląskiego. Człowiek był kiedyś głupi. Wskoczyłem do wody i chciałem przepłynąć na drugi brzeg. Chwycił mnie skurcz nóg. Praktycznie już poszedłem na dno. Na szczęście mój kolega Adrian mnie uratował.

Dla wielu osób jesteś bohaterem, nie patrzyłeś na nikogo, uratowałeś człowieka.

To był instynkt ludzki, jakoś tak zareagowałem, tak się stało. Szkoda tego chłopaka, co utonął.

Rozmawialiśmy również z narzeczoną Mariusza, która tego dnia wypoczywała wraz z nim nad zalewem

Co pani czuła tego dnia, kiedy doszło do tego zdarzenia?

Małgorzata: Niepokój, zdenerwowanie. Też jestem matką trójki dzieci. Myśleliśmy, że będzie to wspaniały dzień, a okazał się jedną wielką tragedią. Tragedią nie tylko dla nas, ale dla rodziców chłopaka, który utonął. Na szczęście jednego udało się uratować. Jestem dumna z mojego narzeczonego, ponieważ dużo ludzi było na plaży, nikt nie wskoczył. Była jeszcze jedna kobieta, która też dobiegła razem ze mną do ratowników i wskazaliśmy miejsce tonącego chłopaka.

Jak postrzegasz reakcję osób, które były na brzegu?

Małgorzata: Jest duża znieczulica ludzka. Tylko mój Mariusz zareagował. Wiele osób nagrywało zdarzenie telefonami.

W tym miejscu młodzi mieszkańcy Zabrza spędzali czas. Plaża jest oznaczona jako niestrzeżona. Na wodzie pojawiła się informacja, że jest uskok.
Mariusz jest bardzo skromną osobą. Tez kiedyś został uratowany.

 

 

 

 

 

źródło: tarnogorski.info