– Mam wrażenie, że w momencie uzyskania dodatniego wyniku na COVID-19 straciłem wszystkie prawa człowieka, obywatela. To jest karygodne, żebym we własnym domu nie mógł spokojnie spać – powiedział portalowi DoRzeczy.pl Mariusz Ośliźniok, który przebywa z żoną na kwarantannie od wielu dni.
Górnik ze Śląska udzielił wywiadu portalowi DoRzeczy.pl. Mariusz i Izabela Ośliźniok z Rudy Śląskiej od 41 dni przebywają w zamknięciu z powodu koronawirusa. Nie wiedzą kiedy mogą wyjść z domu. Jak mówią portalowi, czują się dobrze.
Na kwarantannę zostali skierowani przez Sanepid w Rudzie Śląskiej.
„Dzięki mediom i grupom na Facebooku udało nam się nawiązać kontakt z kilkoma rodzinami w podobnej sytuacji. Każda prośba do sanepidu o pisemne wyniki to wojna. Wykonuje praktycznie 500 czy nawet 600 połączeń każdego dnia, żeby móc porozmawiać z kimkolwiek z sanepidu” – relacjonuje górnik.
Dziennikarz zapytała pana Ośliźnioka, jak wyglądają kontrole policji?
„Z policją to jest w ogóle cyrk na kółkach. Jesteśmy traktowania jak przestępcy, a nie osoby, które potencjalnie zachorowały w miejscu pracy. Zostałem wezwany do złożenia wyjaśnień, dlaczego 5 sierpnia policja nie mogła ze mną nawiązać kontaktu wzrokowego. Tego dnia źle się czułem i spałem. Kiedy policja zadzwoniła, żona odebrała telefon i pokazała im się w oknie. Policjanci zapytali, gdzie jest mąż, a żona zgodnie z prawdą odpowiedziała, że śpi. Kazali mnie obudzić i natychmiast podejść do okna. Odmówiłem. Mam wrażenie, że w momencie uzyskania dodatniego wyniku na COVID-19 straciłem wszystkie prawa człowieka, obywatela. To jest karygodne, żebym we własnym domu nie mógł spokojnie spać” – odpowiedział.
„Dodam także, że część patroli, która przyjeżdża nas kontrolować zachowuje się wzorowo i zawsze pyta, jak się czujemy i czy czegoś nam nie potrzeba” – powiedział na koniec.
źródło: dorzeczy.pl