REKLAMA
Katowicka restauracja „Bułkęs” była pierwszym lokalem w stolicy województwa, który otworzył się mimo obostrzeń.
Dokładnie 15 kwietnia minęły trzy miesiące od otwarcia. Z tej okazji właścicielka na swoim profilu napisała podsumowanie ostatnich ciężkich tygodni. Mimo wielu interwencji policji i sanepidu, mimo straszenia karami, restauracja nadal jest otwarta i przyjmuje klientów.
Czytaj także: Restauracja Bułkęs w Katowicach otwiera się
„Czy wiecie, że minęły już 3 miesiące od naszego ponownego otwarcia? 3 miesiące NORMALNOŚCI!! Jak to szybko minęło! Nigdy nie zapomnimy dnia kiedy zdecydowaliśmy, że najwyższy czas powiedzieć dość nielegalnym obostrzeniom i zawalczyć o naszą przyszłość. Nie da się opisać strachu jaki przy tym nam towarzyszył… Było naprawdę ciężko, ale przetrwaliśmy ten najgorszy okres tylko dzięki Wam” – pisze w mediach społecznościowych restauratorka.
REKLAMA
Kontrola sanepidu i kara
„Pytacie co z Sanepidem? W dzień kontroli mimo braku jakichkolwiek uwag do bieżącego stanu sanitarno-higienicznego oraz wprowadzonego reżimu sanitarnego otrzymaliśmy od razu informacje o postępowaniu administracyjnym. Nie wiedzieliśmy jaka kara zostanie na nas nałożona (…) Dopiero w połowie lutego otrzymaliśmy pismo o nałożenie mandatu w kwocie 12.000 zł przez niezastosowanie się do obostrzeń” – czytamy.
Właścicielka walczy w sądzie o swoje prawa
„Oczywiście nasze niezastąpione prawniczki z kancelarii „Adwokaci i Radcowie Prawni” sp.k. Żyglicka i Wspólnicy – Beata Bieniek-Wiera i Dominika Bielecka napisały odwołanie na kilkanaście stron. A pod koniec marca otrzymaliśmy pismo, że rozpatrzenie naszej sprawy zostaje przedłużone do 30.04 i w końcu możemy zapoznać się z materiałem dowodowym w sprawie!” – pisze restauracja Bułkęns.
Co z policją?
„Podobnie. Czekamy na kolejne decyzje po złożeniu obszernych wyjaśnień. Kontrole nie pojawiają się tak często jak na początku. Sporadycznie, dzięki uprzejmości osób zgłaszających. (…) Nie bagatelizujemy obecności wirusa, ale już jakiś czas temu zostało udowodnione naukowo, że wprowadzany LOCKDOWN nie działa! Badania pokazują, że prędzej zarazimy się w sklepie niż w restauracji, ale te mogą działać” – czytamy.
„Czy działamy nie fair, bo inni pozostają zamknięci? Łatwo oceniać nie znając sytuacji, ale co byście zrobili wiedząc, że za niedługo stracicie WSZYSTKO na co pracowaliście tyle czasu, a rząd zwyczajnie robi was w ch**a?! Obostrzenia wprowadza po omacku? W październiku informuje, że przy konkretnej ilości zachorowań wrócimy do żółtych stref i nic się nie zmienia?! My nie mogliśmy sobie pozwolić na czekanie…” – oznajmiła właścicielka.
Czytaj także: Bułkęs otworzył się w piątek. W weekend przyszły tłumy. „Nigdy nie mieliśmy takiego ruchu”
„Trzy miesiące próbowaliśmy się ratować na różne sposoby! (…) Mogliśmy się zamknąć, przeczekać, wykazać 100% spadek przychodu – tak nie zrobiliśmy! Każdy miesiąc przynosił kolejne straty rzędu kilkudziesięciu tysięcy!! Stałe koszta: czynsz, prąd, woda, ogrzewanie, śmieci, wypłaty pracowników, ZUSy znacznie przewyższały dochód. Byliśmy przygotowani na to, że będzie trzeba dokładać, załatwiliśmy kredyt, z nadzieją na pomoc w styczniu, której nie otrzymaliśmy. Dlaczego? Bo w 2019 mieliśmy podobne przychody w 3 x mniejszym lokalu!!! Z o wiele mniejszymi kosztami i mniejszą ekipą. Wyliczyliśmy, że uda nam się przetrwać maksymalnie do lutego…” – wylicza.
„Mamy kwiecień!!! Niemożliwe stało się możliwe – przetrwaliśmy!” – dodaje na koniec.
REKLAMA