Przez koronawirusa wiele przychodni lekarskich jest zamknięta na klucz. Tak zwane teleporady leczą Polaków.
Prywatni lekarze mają ręce pełne roboty, szpitale mają mniej pacjentów, chorzy na raka umierają w domu. Dobrze, że chociaż można iść ze swoim pupilem do weterynarza, tam wszystko działa.
Do naszej redakcji napisał mieszkaniec powiatu tarnogórskiego.
„Bolało mnie gardło, ale nie miałem kaszlu. Miałem wrażenie, że to może być związane z migdałkami. Zadzwoniłem do przychodni, wiele godzin prób nim ktoś odebrał słuchawkę. Udało mi się zapisać na teleporadę. Zadzwonił lekarz i przepisał antybiotyk, zaznaczył przy tym, że jeśli po 5 dniach nie pomoże, to zostanę przyjęty już stacjonarnie.
Oczywiście nie pomogło. Więc kolejny raz dzwonię, mijają kolejne godziny na telefonie, w końcu udało się zapisać na tradycyjną wizytę w przychodni.
W przychodni drzwi zamknięte, na stoliczku leży kartka do wypełnienia z oświadczeniem.
ZOBACZ: Mówię dość! Nie może tak być, że pacjenci odbijają się od drzwi przychodni i są leczeni przez telefon
Na oświadczeniu wypisane wszystkie najpopularniejsze dolegliwości. Jeśli w ostatnich 14 dniach miałem jakieś, nie mogę skorzystać z opieki medycznej. Na koniec straszą mnie grzywną, jeśli skłamałem. Myślę sobie, a co jak mam koronawirusa bezobjawowego? Przecież w ostatnich dniach byłem czasem osłabiony, więc podpisując oświadczenie będę kłamcą. Ostatecznie nie podpisałem oświadczenia, zrezygnowałem z wizyty.”