REKLAMA
W sobotę wieczorem służby zostały zaalarmowane o możliwym pożarze w parku wodnym w Tychach (woj. śląskie). Po przybyciu na miejsce strażaków okazało się, że alarm był fałszywy. Według relacji internautów, doszło do niezbyt miłych incydentów.
W sieci można znaleźć komentarze, że podczas ewakuacji klienci zostali poproszeni o zapłacenie za dodatkowy czas spędzony na terenie obiektu. Osoby przebywające w obiekcie skarżyły się również na trudności podczas opuszczania budynku, ze względu na tłok na schodach i w holu.
Rozliczali zegarki
„Ewakuacja? To co się tam działo to jeden wielki cyrk! Część ludzi została wypuszczona na zewnątrz w samych kąpielówkach, na szczęście strażacy dali im koce termiczne. Ludzie którzy wychodzili przez szatnie zostali zatrzymani i stłoczeni na schodach, bo obsługa zaczęła rozliczać zegarki” – napisał jeden z komentujących.
„Nikt nie dał informacji czy mamy czekać, czy uciekać, alarm cały czas wył, a kasjerki rozliczają zegarki. (…) Kilka złotych z dopłaty zegarków ważniejsze niż reputacja i zdrowie ludzi” – dodał.
Jest nagranie
REKLAMA
Oświadczenie tyskiego parku wodnego
„Dziś ok. godz. 20.30 włączyła się czujka ppoż. w strefie surfingu. Nie było żadnego zagrożenia dla klientów i pracowników, a kierujący akcją strażacy nie wydali dyspozycji do pełnej ewakuacji obiektu i po inspekcji pozwolili na przywrócenie obiektu do działania” — poinformował park wodny w komunikacie.
„Część naszych gości zdecydowała się na opuszczenie obiektu, a ze względów bezpieczeństwa nasi pracownicy prosili o transpondery (opaski), które są dla nas informacją, ilu gości znajduje się wciąż w obiekcie. Nie było już wtedy jednak żadnego zagrożenia, a strażacy kończyli swoje czynności” — dodano.
źródło: Media, Internet, Media społecznościowe
Oprac. Redakcja
REKLAMA