Wnuczka: Jeśli „leczą” pacjentów tak jak mojego dziadka, to nie dziwię się skąd te zgony

Zdjęcie ilustracyjne fot. Pixabay.com

Do redakcji programu „Warto Rozmawiać” napływają wiadomości od widzów, którzy opisują swoją tragedię. Autorka jednej z wiadomości opowiada, jak został potraktowany przez system zdrowia jej świętej pamięci dziadek. 

„Skandalem jest, że człowiek prosi o pomoc medyczną i jej nie otrzymuje. Cały czas słyszę doniesienia, że w moim mieście jest dramatyczna sytuacja, bo jest wiele zakażeń i zgonów. Jeśli „leczą” pacjentów tak, jak mojego dziadka, to nie dziwię się skąd te zgony” – stwierdza wnuczka.

Poznajcie poruszającą relację wnuczki, jednak w pierwszej kolejności przybliżymy wam genezę, dlaczego takie informacje publikuje profil powiązany z telewizją TVP. 

W minionym tygodniu telewizja TVP 1 wyemitowała program Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”. Do studia zaproszono gości, którzy od wielu miesięcy podważają rządową strategię walki z pandemią.


Więcej na ten temat: TVP krytykuje walkę z pandemią?


Padły bardzo mocne słowa

To najwidoczniej nie spodobało się osobom decyzyjnym w Telewizji Polskiej, ponieważ następny program został zdjęty z anteny, mimo iż był nagrany i występował w nim Przemysław Czarnek, minister edukacji. Program dotyczył konsekwencji nauczania zdalnego dla dzieci, nauczycieli i rodzin.

 

Na profilu Facebooku programu „Warto Rozmawiać” została dzisiaj opublikowana wiadomość od kobiety, której zmarł dziadek. 

„Ja i moja rodzina mieliśmy wątpliwą przyjemność przekonać się jak lekarze traktują pacjenta chorego na Covid. W listopadzie 2020 r. mój dziadek zachorował. Miał gorączkę i mokry, męczący kaszel. Mimo domowego leczenia ogólnodostępnymi lekami na grypę i przeziębienie, gorączka wracała”- zaczyna autorka wiadomości do redakcji programu.

Rodzina zadzwoniła do przychodni i poprosiła o wizytę domową, ponieważ dziadek miał problemy z poruszaniem się i był osłabiony. 

„Opisałam objawy, powiedziałam, że dziadek gorączkuje. Panie w rejestracji, jak tylko usłyszały, że jest gorączka, stwierdziły, że wizyta domowa w tym przypadku odpada i mogą zapisać dziadka na teleporadę. (…) Lekarz skontaktował się z babcią, przepisał dziadkowi lekarstwa oraz antybiotyk i kazał czekać. Stan jednak nie poprawiał się, gorączka nadal występowała” – dodaje.

Rodzina skontaktowała się wieczorem z pogotowiem ratunkowym. Dyspozytor miał polecić kontakt z nocną i świąteczną opieką medyczną. 

„Babcia zadzwoniła i opisała sytuację. Lekarz stwierdził, że trzeba wykonać test na Covid i kazał skontaktować się z przychodnią w dniu następnym, żeby lekarz prowadzący skierował dziadka na test. Skierowanie wystawiono, wykonany test potwierdził obecność koronawirusa. Na pytanie co mamy robić, lekarz polecił dalsze przyjmowanie przepisanych lekarstw i antybiotyku, jednak ze względu na wiek (dziadek miał 80 lat), lekarz stwierdził, że lepiej będzie jeśli dziadek trafi do szpitala na oddział” – czytamy.

Ordynator oddziału covidowego miał powiedzieć babci, że chorzy lepiej wracają do zdrowia w domu, „że on nie radziłby oddawać dziadka do szpitala, jeśli nie ma takiej potrzeby” – zaznacza wnuczka.

W międzyczasie dwa razy miała zostać wezwana karetka, ponieważ stan chorego był coraz poważniejszy, a nikt z rodziny nie mógł przyjść z pomocą, ponieważ została nałożona kwarantanna. 

„Dziadek nie mógł się podnieść z łóżka, nie mógł nawet zjeść samodzielnie ani skorzystać z toalety. We wszystkich czynnościach pomagała mu babcia. Nikt z rodziny nie mógł przyjść z pomocą, ponieważ dziadkowie zostali zamknięci w domu na kwarantannie. Zespół ratownictwa po zbadaniu dziadka stwierdzał, że wszystko jest w porządku, ponieważ może oddychać, a to, że gasł w oczach według nich nie kwalifikowało go do hospitalizacji” – relacjonuje.

„Leki otrzymywał praktycznie na ślepo”

„Byliśmy przerażeni całą sytuacją. Nie wiemy nawet dokładnie czy dziadek nie miał zapalenia płuc, ponieważ nikt go nie zbadał, nie osłuchał, leki otrzymał praktycznie na ślepo. Byłam z babcią w stałym kontakcie telefonicznym, chociaż w ten sposób chciałam jej pomóc radzić sobie z chorobą dziadka” – dodaje.

„Próbowałam uzyskać pomoc od instytucji medycznych. Dzwoniąc chyba dziesiąty raz na pogotowie, błagając o pomoc i pytając co mamy robić, dyspozytor znów skierował mnie do nocnej i świątecznej opieki medycznej przy szpitalu powiatowym, i powiedział, że lekarz stamtąd może pójść do pacjenta do domu i podłączyć mu kroplówkę na wzmocnienie, ponieważ personel jest wyposażony w środki ochrony osobistej.

Zadzwoniłam do poradni i na moją prośbę usłyszałam od dyżurującej lekarki, że „ona nie pójdzie do domu, gdzie jest chory na koronawirusa, bo jak się zarazi, to co zrobi?”. Proszę sobie wyobrazić moje oburzenie. Co może pomyśleć osoba, której bliski umiera, nie ma znikąd pomocy i jeszcze spotyka się z tak lekceważącym podejściem pracownika opieki medycznej? To jest niewyobrażalne, że ta doktor wypowiedziała takie słowa” – pisze autorka wiadomości.

„6 grudnia dziadek zmarł”

„Lekarze nawet nie przyszli stwierdzić zgonu, tłumacząc to tym, że do Covida nie mogą. (…)  W tej całej historii boli mnie i moją rodzinę fakt, że dziadek został potraktowany jak śmieć. W tym szaleństwie nie ma nawet krzty szacunku do człowieka, bez względu na to ile ma lat. Nie oczekiwaliśmy, że dziadek będzie żył wiecznie. Dożył 81 lat (…) Najgorsza jest świadomość, że kiedy potrzebował pomocy, kiedy babcia potrzebowała wsparcia, wszyscy ci, na których człowiek zawsze liczy w takich okolicznościach, odwrócili się, nie pomogli, potraktowali gorzej niż trędowatego” – zauważa.

„To jest szopka i trudno sobie wyobrazić, że taka sytuacja może mieć miejsce w XXI w. Skandalem jest, że człowiek prosi o pomoc medyczną i jej nie otrzymuje. Cały czas słyszę doniesienia, że w moim mieście jest dramatyczna sytuacja, bo jest wiele zakażeń i zgonów. Jeśli „leczą” pacjentów tak, jak mojego dziadka, to nie dziwię się skąd te zgony” – stwierdza wnuczka.

„Jestem zdania, że jeśli lekarze zaczną w końcu leczyć ludzi, a nie się przed nimi chować, to sytuacja ma szansę się poprawić. W tym momencie nikt nie otrzymuje pomocy, ani pacjent bez koronawirusa, a tym bardziej pacjent z koronawirusem. Ten drugi zostaje jedynie wysłany na izolację, domownicy na kwarantannę, a co się z nim stanie, to już nikogo nie obchodzi” – dodaje na koniec

 

 

 

źródło: Warto Rozmawiać | Facebook.com