List do redakcji. „Byłam w przychodni, bez kagańca”

Zdjęcie ilustracyjne fot. google, pixabay

Mieszkanka powiatu tarnogórskiego napisała do naszej redakcji. Postanowiła podzielić się swoją przygodą z przychodni „Śródmieście” w Tarnowskich Górach, która znajduje się przy ulicy Bytomskiej.

Do zdarzenia miało dojść dzisiaj rano.

Mieszkanka: 

„Wizyta umówiona w medycynie pracy na godz. 9.45. Jestem 5 minut przed czasem. W małym przedsionku ok. 20 osób (przedsionek 3 na 3 metry). Personel nie reaguje na dzwonki do drzwi.

Pytam, jak się odbywa procedura wejścia. Nikt nie wie. Ludzi przybywa. Większość do medycyny pracy. I jak się okazuje wszyscy niemal na tą samą godzinę.

Na drzwiach przychodni wisi kartka informującą o nakazie zasłaniania ust i nosa maseczką lub inną częścią garderoby.

Stoimy w przedsionku przychodni, inni na schodach a reszta na dworze. Jest już ze 40 osób.

 

Godzina 10.30. Co chwilę ktoś wychodzi, ale nikt nie wchodzi. W końcu drzwi otwiera recepcjonistka z medycyny pracy.

R: Pojedynczo proszę.

Ale my z dziećmi? Odpowiedzieliśmy.

No to po dwie osoby — odpowiedziała recepcjonistka.

Wchodzę jako piąta para,  bez maseczki.

R: proszę maseczkę założyć.

– Nie mam i nie założę. Przysłonie usta płaszczem na czas rozmowy.

R: Ale tak nie można.

– Można. Nawet napisaliście to na kartce na drzwiach.

R: No ja nie wiem, czy doktor przyjmie. Muszę zadzwonić.

Dzwoni. Opisuje przez tel. sytuacje. Przekazuje, że doktor nie przyjmie.

Ja mówię: przyjmie. Nie ma innego wyjścia.

R: to niech pani sama z nim gada…

Daje mi swój tel… nie boi się pani dać mi swój telefon?

Reflektuje się i włącza głośnik.

Doktor: ja bez maski nie przyjmuje.

Mówię owszem, przyjmuje pan. Zgodnie z informacją na drzwiach przychodni i pseudo rozporządzeniem ministerstwa zdrowia nie ma Pan wyjścia.

Doktor: ale pani mi zagraża. Bo ja jestem w grupie ryzyka.

Ja: Pan z racji zawodu spotyka się z dziesiątkami ludzi dziennie.

Doktor: no jak pani tym płaszczem zasłoni to może i przyjmę.

Do zobaczenia na górze mówię.

Recepcjonistka chowa telefon i wyciąga termometr.

– atest pytam.

Opadły jej ramiona i uszło powietrze.

Recepcjonistka: Nie mam. Skąd mam pani wziąć?

Od producenta mówię. Jak to się znalazło na terenie przychodni bez atestu. Szczególnie, że urządzenie pracuje na baterie. Proszę o wskaźnik naładowania baterii. Jeśli jest niepełny, pomiar jest niewiarygodny.

Pani opuszcza termometr. Z nerwów zapomina o dezynfekcji. Prosi do góry.

Jako jedyni jesteśmy w przychodni bez maseczki, bez pomiaru i niezdezynfekowani. Na piętrze siedzimy w tłumie ludzi oddaleni od gabinetu ok. 3/4 metry. Wypełniam dokumenty wykreślając z nich niezgodne z prawem treści. Nie podaje maila ani telefonu.

Z gabinetu wychyla się lekarz. Ubrany w biały kombinezon, niebieskie ochraniacze na butach, maseczka i na to kask.

Wyszukuje mnie wzrokiem, rozpoznaje przez brak „kagańca” i wpatruje się przez dobre 5 minut. Po czym znika w gabinecie.

A po kolejnych pięciu minutach recepcja oznajmia, że Pan doktor skończył pracę.

Towarzystwo dostało piany. Jest godzina 11, a pacjenci z 9 jeszcze nie dostali się do gabinetu. Informacja od recepcji, że następny lekarz będzie o 13:00 hahaha padłam.

Ludzie nie widzą co robić. Jest im duszno, chce się pić. Na terenie przychodni nie ma wody.

Lekarz wychodzi z gabinetu.

A gdzie się Pan wybiera pytam?

D: Ja już skończyłem o 11.00.

Od kiedy lekarz pracuje na godziny? Ma Pan pacjentów zarejestrowanych? Od stołu operacyjnego też pan odejdzie, bo Panu godziny wyszły? Doktor pomimo wieku, bardzo szybko wyszedł z przychodni. Ludzie zostali w poczekalni.”

 


Skontaktuj się z nami:
redakcja@tarnogorski.info